wtorek, 17 lutego 2015

Historia pewnej rękawiczki.

Zazwyczaj mam tak, że coś zobaczę, przeczytam lub usłyszę, a potem wpada mi pomysł do głowy z którego tworzę opowieść lub myśl i tak właśnie było dzisiaj.

Rano idąc do pracy, wiatr wiał tak mocno, że zastanawiałam się dokąd mu się tak śpieszy? Zimno, wietrznie bardzo nie przyjemnie. Przede mną szła jakaś Mama z trójką dzieci. Nagle jednemu chłopczykowi wypadła rękawiczka, która za sprawą silnego wiatru potoczyła się w moją stronę, więc szybko się schyliłam i ją podniosłam. Chłopczyk podszedł do mnie . Zapytałam się- czy to twoja rękawiczka? Odpowiedział-tak. Na co odpowiedziałam – to proszę bardzo, uśmiechnęłam się i poszłam dalej. Idąc powiedziałam do siebie - uratowałam rękawiczkę! Ale tak naprawdę, to uratowałam siebie przed znieczulicą i obojętnością. Mogłam przecież przejść obojętnie, nie schylać się, a rękawiczka poszybowałaby z wiatrem na ulice, gdzie o jej losie zadecydowałby jadące samochody. Może to i bardzo błaha historia, a dała mi wiele radości.  Pozwoliłam mi na dalsze otwieranie się na świat i ludzi. Bo przecież z małych gestów i chwil jest życie udziergane. Dlatego warto cieszyć się z małych rzeczy, doceniać i uśmiechać się. Potem, to wszystko wkładamy do naszego pudełka, które nazywa się duszą.


Takie małe ziarenka zbierajmy i zasadzajmy w sobie, abyśmy stawali się lepsi i piękniejsi dla siebie samych i innych.

Powodzenia!

Hania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz